Nasz kibol, nasz pan
Wczoraj w meczu West Ham vs Burnley na murawę co rusz wbiega rozjuszony kibol miejscowych. Potem kolejny i kolejny. Powód pierwszego wtargnięcia? Burnley strzeliło gola na 1:0. Po golu na 2:0 na murawę wbiega kolejny idiota, porywa flagę rzutu rożnego i wielce niezadowolony prowokuje tłum do dalszych zamieszek. Ostatecznie mecz kończy się wynikiem 3:0 dla gości przy ogólnej atmosferze syfu, rozrób i ogólnego niesmaku. Piłkarze Burnley chowają dzieci na swoich ławkach rezerwowych, Mark Noble musi się konfrontować z bandą roszczeniowych parchów, a właściciel klubu zostaje trafiony monetą.
No i teraz tak – kumam, że przeciętny kibol wbiegający na boisko to przymuł, którego system przepchnął przez podstawówkę, dał zasiłek na karnety i alko, by ostatecznie o nim zapomnieć. Zapomniany przymuł próbuje imitować życie z telewizora, ale wiadomo, łatwo nie jest. Żona miała być jak Marylin Monroe, a tymczasem jest Marylin Manson. Dzieciar też niepodobny do różowiutkiego cuda z reklam pampers. Zaś praca to już w ogóle jedno wielkie nieporozumienie – nikt nie może odkryć potencjału drzemiącego w naszym przymule, także nici z gajorków, Rolexów i kochanek jak Marylin Monroe. Przepis na frustrację gotowy.
Gdzie zaś najlepiej wyładować frustrację? Wiadomo, na meczu. Tam bowiem w razie zwycięstwa, przymuł może sobie do końca dnia marzyć, jak to jest lepszy od wszyyystkich kiboli drużyny przegranej. Dodatkowo pójdzie jeszcze się najebać, pobujać na żyrandolu, powalić pięściami w klatę. Przymuł jest królem dnia przez kilka godzin zwycięskiego weekendu.
No ale naraz następuje błąd w Matriksie – zwycięski weekend nie nadchodzi. Co jest, kurwa? Przecież przymuł wymyślił, że teraz miał wygrać, a tu przegrywa. Coś nie styka. Coś zgrzyta! Koło zębate we łbie zaczyna pierwszy raz od X lat dygotać, sypie się rdza i w końcu jest – przymuł wymyśla. Przecież gry tak kurwa działają, że jak się przegrywa, to trzeba rozjebać planszę, zjeść pionki i uciec z kostką, co nie? Aha, i na końcu koniecznie dodać, że „chujowa gra”.
No i właśnie wczoraj oglądaliśmy rezultat takiej zwiechy bezmózga. Ot, banda debili uknuła sobie w durnych łbach, że należy im się od rzeczywistości zwycięstwo w meczu z Burnley. Ale czemu? Czort wie, przecież Burnley właśnie rozgrywa swój najlepszy sezon w PL, do tego WHU nie w formie, kilka kluczowych kontuzji też spraw nie ułatwia – przymuł, będący super znawcą piłki, powinien to chyba najlepiej rozumieć. Ale nie. Ma być wygrana, bo jak nie… no, resztę znacie. Dramat.
Jak dla mnie dożywotnia zawiecha stadionowa dla wszystkich zamieszanych plus sprawy karne. Inaczej świat po raz kolejny pokaże, że bycie przymułem zwyczajnie się opłaca