Miłość w czasach histerii
Miłość w czasach histerii
Kibice Arsenalu to odrębny gatunek w wyspiarskim folklorze. Ich przezabawne poczucie – poniekąd humoru – że należą im się tytuły, a co więcej ich dostarczycielem ma być Wenger, zasługuje na szczególne miejsce w annałach ludzkości; można by je wówczas zapakować do arki i wystrzelić w kosmos, żeby każdy gatunek, który natknie się na nas w otchłani wiedział, jakie zakątki Mlecznej Drogi należy bezwzględnie omijać. Kiedyś może nawet wytłumaczę dlaczego to takie głupie. Nim to jednak nastąpi, odsyłam wszystkich do Wikipedii i przeanalizowania, co się działo z Arsenalem pod rządami Grahama (poprzednik Wengera), a w szczególności, jaki styl gry prezentowali i jakie tytuły zdobywali, a następnie zastanowienie się raz jeszcze, czemu Arsenalowi miałoby się cokolwiek należeć. No chyba, że chodzi o sukcesy, jakie odnosił swego czasu Wenger… już widzicie dlaczego to głupie?
Tymczasem jednak odejdźmy od tych merytorycznych rozważań i poświęćmy się temu, co kibicom Arsenalu wychodzi najlepiej, czyli rozbawianiu ludzkości. Szczególnie, że jesteśmy w arcyciekawym dla nich momencie. Zewsząd napływają kolejne wieści o starciach między pro-Wengerowymi lojalistami a anty-Wengerowymi rebeliantami. Weźmy chociażby ostatni mecz z Manchesterem Shitty, gdzie pijak lojalista bije się z pijakiem rebeliantem (nie wiem, czy naprawdę są pijakami, ale u Anglików ciężko stwierdzić, bo wszyscy wyglądają, jakby byli).
More fans fighting at the game 😴😴 #ARSMCI pic.twitter.com/wpDpG0X7xo
— S_U_H (@15suhayb) 2 kwietnia 2017
Ale nie poprzestawajmy na tym. Oto banery wykupione przez lojalistów i rebeliantów, ciągnięte przez samoloty podczas tego samego meczu, bodaj przeciw WBA.
Jeden nakazuje Wengera wyrzucić. Drugi przypomina odwieczne hasło „w Arsena wierzymy”.
Widzę tylko jedno rozwiązanie powyższej sytuacji: podniebny pojedynek!
Idźmy jednak dalej. Tu mamy już bardziej wysublimowany rodzaj protestu, sklecony zapewne w przypływie literackiego geniuszu przez pijaka-poetę. Otóż nasz wyspiarski Mickiewicz zabawił się słowem i tak zmyślnie zmodyfikował popularne ostatnio wyrażenie Brexit, że w efekcie uzyskał… uwaga…
Rozumiecie? Że jak Brexit, tylko Wengera. We-xit. Genialne!
O buntach czilijczyków czy mindfuckach jak ten poniżej już nawet nie wspominam.
Prawdziwy powód, dla którego dziś tu do Was piszę jest bowiem zgoła odmienny. Otóż przeglądając me zwyczajowe źródło piłkarskiej beki w postaci Who Ate All the Pies, natknąłem się na anty-Wengerowy protest-song. I zapewne krąży ich po sieci mnóstwo, zważywszy na histerię, która ogarnęła kibiców Armatek, ale ten ujął mnie w szczególny sposób.
Nie wiem – może chodzi o aranż, może o frazowanie, a może o grę twarzą. Zobaczycie, ocenicie. By Wam to ułatwić, przygotowałem nawet polskie napisy (włączamy klikając w ‚napisy’), gdzie postarałem się wyłuskać każde, nawet najsubtelniejsze przesłanie w tym poruszającym dziele. Ja słucham na okrętkę i powoli zaczynam chcieć, żeby ten cały Wenger w końcu sobie poszedł. Najlepiej trenować Kosta-ry-kę.
Miłego słuchania.