Dobry manekin był…
Nie od dziś wiadomo, że jednym z najgorszych wykroczeń w lidze Szaleńca jest Zmanekinienie, czytaj: notoryczne niezmienianie składu. I nie mam tu na myśli niezmieniania składu z pobudek taktycznych, jak to robi taki Luczyn, wystawiając w każdej kolejce Mané na kapitanie –tę przypadłość nazywamy ZManékinieniem i jest ona nieszkodliwym wariantem urojeń, polegającym na przeświadczeniu, że Mané to Salah. Nie. Prawdziwe Zmanekinienie to zaraza, która wypacza rozgrywki, psuje zabawę innym i jest generalnie jednym wielkim fuckiem puszczonym współgraczom. Należy ją tępić, najlepiej przy pomocy ognia lub zaklęć, a jak nie ma jednego ani drugiego, każdym innym możliwym sposobem, byle tylko pozbyć się zainfekowanej komórki.
Niestety w tym roku rozgrywki Szaleńca dotknęła plaga zmanekinienia. I nie mam tu na myśli „plagi” w wydaniu Polszitu, Tefałenu czy Wdupe.pl, gdzie martwy wróbel i dwójka kaszlących dzieci jest powodem do histeryzowania o pandemii ptasiej grypy. Nie, u nas sprawy mają się zupełnie inaczej, zainfekowana została bowiem niby tylko dwójka graczy, ale stanowi ona 20 procent populacji – dwadzieścia! Mowa tu oczywiście o menadżerach Ratajów i Gol Asów. No a że jestem zwolennikiem odcinania zgniłych kończyn zamiast przytwierdzania ich za pomocą kolejnych bandaży i plasterków, biorę piłę w dłoń i pozbywam się pierwszego zgniłka.
Padło na Rataje, bo Pieczara znam osobiście i pewnie osobiście rozwiążę tę sprawę. Ratajów osobiście nie znam, a do tego nie jest to pierwszy raz, gdzie ichni menadżer zdradza objawy choroby Manekina, także od przyszłego sezonu Rataje nie będą uczestnikiem Ligi Szaleńca.
Co w takim razie dalej, zważywszy, że dziewiątka to liczba słaba do przeprowadzania jakichkolwiek rozgrywek? Ano robimy to, co należy zrobić w piłce nożnej, czyli dokonujemy zmiany na pozycji menadżera. Jeden wypada, w jego miejsce przychodzi nowy. A tym nowym menadżerem będzie nie kto inny jak Oskar, czyli chodząca legenda Ligi Szaleńca. Wstępne ustalenia zostały już poczynione, a w dniu wczorajszym Oskar za pośrednictwem Twittera potwierdził chęć uczestnictwa w lidze od nowego sezonu. No a skoro ostatnimi czasy głowy państw informują na Twitterze o wojnach, zakładam, że należy potraktować serio taką deklarację.
A kim jest Oskar?
Ano Oskar to moje odwieczne nemesis :) Jeśli ktoś autentycznie dopiekł mi w tych rozgrywkach to właśnie menadżer Oskar Teamu. A co najlepsze, nigdy nie użył do tego słów – wszystko załatwiał na boisku.
Mowa o sezonie 2012/13, kiedy to Oskar jako jedyny menadżer w historii Szaleńca zdołał obronić tytuł mistrza, a osiągnął to niestety moim kosztem i to w sposób, który po dziś dzień śni mi się po nocach. Szedłem w tamtym sezonie jak przecinak, nie było na mnie mocnych. Wygrywałem wszystko jak się patrzy i byłem przekonany, że upragniony tytuł mistrzowski stanie się faktem. Jedyną niepokojącą rzeczą był Oskar Team, który cały czas trzymał się kilka punktów za mną i też wszystko wygrywał. Wiedziałem jednak, że jego forma nie może trwać wiecznie – o moją oczywiście byłem spokojny. Błąd. Zdarzyła się bowiem końcówka sezonu, gdzie przytrafiło mi się kilka potknięć. I tylko mi. Na cztery kolejki przed końcem straciłem prowadzenie na rzecz właśnie Oskara, a w kolejce następnej doszło do bezpośredniego starcia– pojedynku, który musiałem wygrać, żeby odzyskać prowadzenie w tabeli. No i przed ostatnim meczem kolejki wszystko wskazywało, że tak się właśnie stanie, bo miałem w miarę spokojną przewagę, a u Oskara został jedynie Angel Rangel – obrońca Swansea, z rymowanym nazwiskiem. Nic złego nie mogło się stać. No może poza tym.
Ostatecznie Oskar doprowadził w tym meczu do remisu (!!!) po czym wygrał dwa ostatnie mecze. I tak oto straciłem tytuł i sporą dawkę poczytalności. Jakąś jej część już odzyskałem i najwyraźniej mam ochotę ponownie się jej pozbyć. Także witam Oskara, żegnam Sirbarejro i jeśli nic się nie zawali, spotkamy się w sierpniu. A jak ma się zawalić, to dawajcie znać już teraz, bo będę musiał szukać kolejnych menadżerów.